niedziela, 1 maja 2016

Stephen King | Wiosna nadziei: Skazani na Shawshank

















Wiosna to przepiękna pora roku. Po przygnębiającej jesieni i długich, zimowych wieczorach, słońce w końcu nieśmiało wychyla się zza chmur, drzewa i kwiaty znów się odradzają, a w każdym z nas budzi się nadzieja. We mnie rozbudził ją Andy Dufresne – człowiek, który z nadziei stworzył sobie najcenniejszą towarzyszkę życia.

Cztery pory roku” Stephen King’a, to mój mały czytelniczy projekt, zgodnie z którym serwuję sobie jedną opowieść na daną porę roku. Była już „Jesień niewinności” oraz „Zimowa opowieść”, dzisiaj przeszedł czas na najbardziej przeze mnie wyczekiwaną „Wiosnę nadziei: Skazani na Shawshank”. W tym miejscu myślę, że większość z Was właśnie przypomniała sobie o kultowym filmie z Morgan Freeman’em i Tim Robbins’nem w rolach głównych, który w roku 1994 powstał właśnie na kanwie wydarzeń powieści King’a. „Skazani na Shawshank” to jeden z tych filmów, który oglądasz tylko raz i już nigdy nie zapominasz. Chociaż w międzyczasie obejrzałam  dziesiątki  innych filmów, to „Skazanych…” pamiętam, jakbym oglądała ten film wczoraj. Nic więcej nie trzeba dodawać.

Wiosnę nadziei” opowiada Rudy (filmowy Morgan Freeman), który przebywa w więzieniu stanowym Shawshank w Nowej Anglii. Po latach spędzonych za kratkami , Rudy wyrobił sobie opinię człowieka, u którego można wszystko załatwić. Za niewielką opłatą organizował dla więźniów przeróżne rzeczy i nie było takiej, której nie potrafiłby zdobyć. Miał tylko jedną zasadę: nie sprowadzał nigdy broni i narkotyków, bo nie chciał przyczyniać się do morderstw ani samobójstw.

Pewnego dnia, do „wesołej”, więziennej rodzinki dołącza Andy Dufresne, były bankier, który niesłusznie został skazany na dożywocie. Rudy obserwował go z daleka przez długi czas, wydawało się, iż Andy jest człowiekiem niezwykle spokojnym, starał się być także posłusznym więźniem, nie wdawał się w bójki, nie robił niczego, co przyniosłoby mu kłopoty. Któregoś razu i Andy udał się do Rudego z prośbą o załatwienie jednej rzeczy. Andy poprosił Rudego, ażeby ten skombinował mu duży plakat z Ritą Hayworth. Nic podejrzanego, toteż Rudy zrobił to, o co go poproszono i piękna Rita zawisła wkrótce nad pryczą w więziennej celi Andy’ego.

Później Rudy załatwił mu jeszcze młotek skalny, płachty polerskie oraz kilka innych plakatów, każdy z jakąś znaną, sławną kobietą. Po co Andy’emu potrzebny był młotek? Rudy myślał, że do rozłupywania małych kawałków skalnych, ponieważ Andy choć z zawodu był bankierem, to amatorsko zajmował się geologią. Wiadomo też, że każdy sposób na spędzanie wolnego czasu w więzieniu jest dobry, bo człowiek tracił tu nadzieję na wszystko. W pewien sposób Rudy był zafascynowany Andy’m. Podziwiał go za jego bezgraniczny spokój i opanowanie. Nawet wtedy kiedy „siostry” (więzienni gwałciciele) przez długi czas wykorzystywały i nękały Andy’ego, ten zawsze się bronił, aż w końcu zyskał uznanie za swą niezłomność i „siostry” dały mu spokój.

Na przestrzeni kolejnych lat, Andy zrobił jeszcze większe postępy w budowaniu swojej pozycji w więziennym społeczeństwie. Zachęcił wielu więźniów do czytania książek, a dzięki listom, które rok w rok wysyłał do Senatu, z prośbą o zwiększenie funduszu bibliotecznego, więzienna biblioteka rozrosła się z jednego do trzech pokoi. Andy zyskał również tytuł więziennego geniusza finansowego, ponieważ z racji wykonywanego zawodu na wolności, znał się na prawie bankowym i podatkowym. W ten sposób stał się doradcą finansowym wszystkich klawiszy i szych w więzieniu; wypełniał za nich wnioski kredytowe, pomagał w wypełnianiu formularzy podatkowych, był ich mentorem w wielu  aspektach finansowych. 


Andy stał się nietykalny nie tylko dla więźniów, ale i większości przełożonych. Z tego względu starał się też, ażeby jego cela nie była z nikim współdzielona. Jedynie przez 8 miesięcy mieszkał z innym skazanym, ale przez wszystkie pozostałe lata – mieszkał w niej sam i zmieniały się tylko plakaty z kobietami, które widniały nad jego łóżkiem. Po wielu latach wyszły na jaw okoliczności, które dowiodły niewinności Andy’ego. Niestety, ówczesny naczelnik więzienia dopilnował osobiście, żeby Andy resztę swoich dni spędził za kratkami. Jednak Andy miał zgoła inny plan. Wymarzył sobie, że zamieszka w mieście Zihuatanejo, w Meksyku,  gdzie będzie prowadził niewielki motel dla nowożeńców.

Czy Andy’emu udało się spełnić te jakże absurdalne i z punktu więziennej celi – niemożliwe marzenie? Kto oglądał film, z pewnością pamięta zakończenie, a reszta niech szybko chwyta za książkę i się dowie ;-)

Stephen King nie mógł lepiej nazwać tego opowiadania. Kiedy myślę o Andy Dufresne, myślę o nadziei. Czasem mamy na głowie wiele zmartwień, problemy pojawiają się jeden za drugim, wydaje nam się, że gorzej być nie może. Jednak zawsze, nawet gdzieś bardzo głęboko w nas, tkwi maleńki promyk nadziei. Nadzieja jest jak cukier w herbacie. Nawet jeśli jest jej mało, to i tak wszystko osłodzi. Rudy opowiedział nam historię o człowieku, który jako jedyny nie zatracił tej nadziei, nawet w obliczu tak beznadziejnej sytuacji, jak potrójne dożywocie za grubymi murami więzienia Shawshank. Pomimo upływu czasu i monotonnego, przygnębiającego wręcz życia w Shawshank, Andy nie przesiąknął „więzienną mentalnością”. Andy Dufresne od początku do końcu pozostał sobą. Twardo stąpał po ziemi, pozostawał opanowany i metodyczny we wszystkim, co robił. Przypominają mi tutaj słowa Reginy Brett z „Bóg nigdy nie mruga”, które w tym przypadku idealnie oddają charakter Andy’ego: „Nie myśl o tym, jak długą drogę masz przed sobą. Nie mierz odległości między startem a metą. Takie rachuby powstrzymują cię przed zrobieniem następnego małego kroczku”.


Moi Drodzy, pamiętajcie – nadzieja zawsze umiera ostatnia.


Ulubiony cytat: „Niektóre ptaki nie nadają się do życia w klatce, to wszystko. Ich pióra są zbyt barwne, śpiew zbyt słodki i głośny. Dlatego wypuszczacie je albo same wylatują, gdy otwieracie klatkę, żeby je nakarmić. I ta część was, która wie, że nie powinniście ich więzić, raduje się, a jednak po ich zniknięciu wasze mieszkanie jest o wiele smutniejsze i puste.”






1 komentarz :