Wiosna to przepiękna pora roku.
Po przygnębiającej jesieni i długich, zimowych wieczorach, słońce w końcu
nieśmiało wychyla się zza chmur, drzewa i kwiaty znów się odradzają, a w każdym
z nas budzi się nadzieja. We mnie rozbudził ją Andy Dufresne – człowiek, który
z nadziei stworzył sobie najcenniejszą towarzyszkę życia.
„Cztery pory roku” Stephen King’a,
to mój mały czytelniczy projekt, zgodnie z którym serwuję sobie jedną opowieść
na daną porę roku. Była już „Jesień niewinności” oraz „Zimowa opowieść”,
dzisiaj przeszedł czas na najbardziej przeze mnie wyczekiwaną „Wiosnę nadziei:
Skazani na Shawshank”. W tym miejscu myślę, że większość z Was właśnie
przypomniała sobie o kultowym filmie z Morgan Freeman’em i Tim Robbins’nem w
rolach głównych, który w roku 1994 powstał właśnie na kanwie wydarzeń powieści
King’a. „Skazani na Shawshank” to jeden z tych filmów, który oglądasz tylko raz
i już nigdy nie zapominasz. Chociaż w międzyczasie obejrzałam dziesiątki innych filmów, to „Skazanych…” pamiętam, jakbym oglądała ten film wczoraj. Nic więcej nie trzeba dodawać.

Pewnego dnia, do „wesołej”,
więziennej rodzinki dołącza Andy Dufresne, były bankier, który niesłusznie
został skazany na dożywocie. Rudy obserwował go z daleka przez długi czas,
wydawało się, iż Andy jest człowiekiem niezwykle spokojnym, starał się być także posłusznym więźniem, nie wdawał się w bójki, nie robił niczego, co przyniosłoby
mu kłopoty. Któregoś razu i Andy udał się do Rudego z prośbą o załatwienie
jednej rzeczy. Andy poprosił Rudego, ażeby ten skombinował mu duży plakat z
Ritą Hayworth. Nic podejrzanego, toteż Rudy zrobił to, o co go poproszono i
piękna Rita zawisła wkrótce nad pryczą w więziennej celi Andy’ego.
Później Rudy załatwił mu jeszcze
młotek skalny, płachty polerskie oraz kilka innych plakatów, każdy z jakąś
znaną, sławną kobietą. Po co Andy’emu potrzebny był młotek? Rudy myślał, że do
rozłupywania małych kawałków skalnych, ponieważ Andy choć z zawodu był
bankierem, to amatorsko zajmował się geologią. Wiadomo też, że każdy sposób na
spędzanie wolnego czasu w więzieniu jest dobry, bo człowiek tracił tu nadzieję
na wszystko. W pewien sposób Rudy był
zafascynowany Andy’m. Podziwiał go za jego bezgraniczny spokój i opanowanie.
Nawet wtedy kiedy „siostry” (więzienni gwałciciele) przez długi czas
wykorzystywały i nękały Andy’ego, ten zawsze się bronił, aż w końcu zyskał
uznanie za swą niezłomność i „siostry” dały mu spokój.
Na przestrzeni kolejnych lat, Andy zrobił jeszcze
większe postępy w budowaniu swojej pozycji w więziennym społeczeństwie.
Zachęcił wielu więźniów do czytania książek, a dzięki listom, które rok w rok
wysyłał do Senatu, z prośbą o zwiększenie funduszu bibliotecznego, więzienna
biblioteka rozrosła się z jednego do trzech pokoi. Andy zyskał również tytuł
więziennego geniusza finansowego, ponieważ z racji wykonywanego zawodu na
wolności, znał się na prawie bankowym i podatkowym. W ten sposób stał się
doradcą finansowym wszystkich klawiszy i szych w więzieniu; wypełniał za nich
wnioski kredytowe, pomagał w wypełnianiu formularzy podatkowych, był ich mentorem w wielu aspektach finansowych.
Andy stał się nietykalny nie
tylko dla więźniów, ale i większości przełożonych. Z tego względu starał się
też, ażeby jego cela nie była z nikim współdzielona. Jedynie przez 8 miesięcy
mieszkał z innym skazanym, ale przez wszystkie pozostałe lata – mieszkał w niej
sam i zmieniały się tylko plakaty z kobietami, które widniały nad jego łóżkiem. Po wielu latach wyszły na jaw okoliczności,
które dowiodły niewinności Andy’ego. Niestety, ówczesny naczelnik więzienia
dopilnował osobiście, żeby Andy resztę swoich dni spędził za kratkami. Jednak Andy
miał zgoła inny plan. Wymarzył sobie, że zamieszka w mieście Zihuatanejo, w
Meksyku, gdzie będzie prowadził
niewielki motel dla nowożeńców.
Czy Andy’emu udało się spełnić te
jakże absurdalne i z punktu więziennej celi – niemożliwe marzenie? Kto oglądał film, z pewnością pamięta zakończenie, a reszta niech szybko chwyta
za książkę i się dowie ;-)
Stephen King nie mógł lepiej
nazwać tego opowiadania. Kiedy myślę o Andy Dufresne, myślę o nadziei. Czasem mamy
na głowie wiele zmartwień, problemy pojawiają się jeden za drugim, wydaje nam
się, że gorzej być nie może. Jednak zawsze, nawet gdzieś bardzo głęboko w nas, tkwi maleńki promyk nadziei. Nadzieja jest jak cukier w herbacie. Nawet jeśli jest jej mało, to i tak wszystko osłodzi. Rudy opowiedział nam historię o człowieku,
który jako jedyny nie zatracił tej nadziei, nawet w obliczu tak beznadziejnej sytuacji,
jak potrójne dożywocie za grubymi murami więzienia Shawshank. Pomimo upływu czasu i monotonnego, przygnębiającego wręcz życia w Shawshank, Andy nie przesiąknął „więzienną
mentalnością”. Andy Dufresne od początku do końcu pozostał sobą. Twardo stąpał
po ziemi, pozostawał opanowany i metodyczny we wszystkim, co robił. Przypominają
mi tutaj słowa Reginy Brett z „Bóg nigdy
nie mruga”, które w tym przypadku idealnie oddają charakter Andy’ego: „Nie myśl o tym, jak długą drogę masz przed
sobą. Nie mierz odległości między startem a metą. Takie rachuby powstrzymują
cię przed zrobieniem następnego małego kroczku”.
Moi Drodzy, pamiętajcie –
nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Ulubiony cytat: „Niektóre
ptaki nie nadają się do życia w klatce, to wszystko. Ich pióra są zbyt barwne,
śpiew zbyt słodki i głośny. Dlatego wypuszczacie je albo same wylatują, gdy
otwieracie klatkę, żeby je nakarmić. I ta część was, która wie, że nie
powinniście ich więzić, raduje się, a jednak po ich zniknięciu wasze mieszkanie
jest o wiele smutniejsze i puste.”
Według mnie film jest lepszy niż książka Skazani na Shawshank
OdpowiedzUsuń