poniedziałek, 9 maja 2016

Diabeł ubiera się u Prady























Dziś trochę o modzie, życiu i Cruelli de mon. Wszystko to odziane w sygnowane ciuchy najlepszych projektantów na świecie. Bądźmy szczerzy, każdy lubi trampki w lato i swoje ukochane, choć wytarte jeansy, jednakże Diabeł…ubiera się u Prady… :)

Diabeł ubiera się u Prady” to debiutancka powieść Lauren Weisberger z 2003r., która natychmiast stała się książkowym bestsellerem, a niedługo potem nakręcono także film na jej podstawie, z Maryl Streep i Anne Hathaway w rolach głównych.
Główną bohaterką powieści jest Andrea Sachs, absolwentka literatury, która po przeprowadzce do Nowego Jorku, jakimś cudem swoją pierwszą posadę dostaję w najbardziej znanym czasopiśmie modowym „Runway”. Andrea jest typową, amerykańską dziewczyną, dokładnie taką, jaką ogląda się  w wielu filmach. Jej młodość upłynęła na imprezowaniu, spotykaniu się z przyjaciółmi, po części na nauce. Ma chłopaka, najlepszą przyjaciółkę, lubi pisać i marzy karierze w tym kierunku, ale  poza tym, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Tym większe zaskoczenie przeżywa, kiedy dostaję posadę młodszej asystentki przy boku naczelnej redaktorki Runway’a – Mirandy Priestly.

Życie Andrei, dotąd spokojne i beztroskie zmienia się o 180 stopni. Z kiepsko ubranej, niepewnej i do końca wierzącej w swoją wartość dziewczyny, Andrea przemienia się w elegancko ubranego, całodobowego i prywatnego parobka pani Mirandy. Małomiasteczkowa Andrea wchodzi w świat mody zupełnie bez przygotowania. Owszem, jak to każda kobieta – od czasu do czasu lubiła ładnie ubrać się, ale w bezwzględnym otoczeniu Runway’a obcisłe spodnie Prady i 10 centymetrowe szpilki od Jimmy’ego Choo są na porządku dziennym. I nikogo nie obchodziło, że Andrea  w tych szpilkach biegała kilkanaście razy w ciągu dnia do Starbucks’a, po duże latte dla swojej szefowej – Mirandy, bo kawa musi być idealnie ciepła („Rozumiesz to, prawda?”; ).

W niezbyt przyzwoitej definicji, aczkolwiek książka też obfituje w tak owe wyrażenia, można powiedzieć, że Miranda Priestly to po prostu s u k a. Jako naczelna redaktor Runway’a sprawia, że cały świat i wszyscy ludzie ją otaczający MUSZĄ tańczyć dokładnie tak, jak ona im zagra. Wyrzucanie idealnego śniadania do śmieci, bo „niekompetentna Andrea” nie przewidziała, że Miranda jadła już wcześniej? Nie ma sprawy. Zlecenie załatwienia i dostarczenia nowej części Harry Potter’a przed jego oficjalną publikacją? Nie mam mowy, żeby było to niewykonalne. Telefony o 11 w nocy, bo Mirandzie trzeba wyczarterować lot, chociaż wszystkie loty sa wstrzymane ze względu na pogodę? Nie ma takich słów jak „nie da się”. Powierzanie niedorzecznych zadań asystentkom wydaje się być ulubionym zajęciem Mirandy. Przy czym jest to człowiek kompletnie pozbawiony uczuć, a słowa takie jak „proszę, przepraszam, dziękuję” nie istnieją w jej słowniku. Miranda musi mieć załatwione wszystko teraz, natychmiast, w ciągu minuty, inaczej skłonna jest ubolewać nad nieudolnością Andrei, bo przecież skoro powiedziała, że „trzeba stamtąd odebrać jej samochód”, to Andrea powinna domyślić się, że „stamtąd” tzn. z warsztatu samochodowego, a „samochód” to zielone Porsche.

Choć rzadko się zdarzało, żeby ktoś nie słyszał o legendarnej redaktorce Runway’a, to w rzeczywistości, życie Mirandy Priestly było puste i pozbawione emocji. Otaczała się ludźmi, których miała zawsze pod ręką: prywatni lekarze, gosposie, asystentki, szoferzy, nianie dla jej córek, nauczyciele, pracownicy Runway’a, a  przede wszystkim cała modowa śmietanka towarzyska w postaci takich osobistości jak Donatella Versace, Karl Legerfeld, Michael Kors i tak dalej, i tak dalej….
Każdy z nich był gotowy na telefon od Mirandy i natychmiastowe spełnienie jej najnowszych zachcianek. Pieniądze nigdy nie grały dla niej roli, więc Miranda nigdy nie zauważyła, że nie wszystko można kupić za nie kupić, a odrobina uśmiechu w ciągu dnia też jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Wiele czasu zajęło Andrei przystosowanie się do warunków pracy panujących w Runway’u, przeżyła nawet coś na kształt metamorfozy z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia, z piórkami od Prady. Jednak Andrea zawsze pozostała sobą i nigdy do końca nie zaakceptowała i nie rozumiała zasad rządzących światem mody. Ani tym bardziej nie polubiła swojej nadętej, nieludzkiej i zawsze wymagającej – szefowej. Przez  cały rok pracy jako młodsza asystentka Mirandy, Andrea karmiła się jedynie nadzieją o lepszej posadzie, którą obiecywano jej po skończeniu pracy w Runwayu. W tym czasie zdążyła zaniedbać nie tylko siebie, ale przede wszystkim, rodzinę, przyjaciół i chłopaka.  

Andrea świetnie obnaża absurdy, których obecność była dla niej równoznaczna z pracą asystentki Mirandy. Andrea, jako naprawdę normalna dziewczyna w zabawny sposób opisuje to, co przeżyła prawie przez rok pracy w Runwayu. Jej praca nie miała praktycznie związku z rozwijaniem się i zdobywaniem doświadczenia, była jedynie pełnoetatową służącą Mirandy Priestly. Permanentne zmęczenie, brak życia towarzyskiego, gotowość do wykonywania nienormalnych zadań o każdej  porze dnia i nocy, krytyka szefowej za minutową opieszałość  - to wszystko udrapowane w stylowych, pięknych i drogich ciuchach w rozmiarze 0.

Nie jestem znawczynią od spraw mody. Uważam tylko, że w modzie nie chodzi o markę, ale o styl. Świat „high fashion”, z którym zderzyła się Andrea jest niedostępny dla większości zwykłych śmiertelników, więc marzenia o sygnowanych rzeczach od największych projektantów nierzadko sprowadzają się jedynie do oglądania ich w czasopismach poświęconych modzie. Andrea miała okazję na własnej skórze przekonać się, że „nieważne, że zabijesz się w tych szpilkach od Gucci’ego, a torebkę od Chanel przejedzie ci ciężarówka, pod którą wpadłaś. Przynajmniej umrzesz stylowo”.

Nie bardzo rozumiem falę negatywnych komentarzy, jakie ukazują się pod adresem „Diabeł ubiera się u Prady”, ponieważ owszem, film okazał się nieco lepszy, ale i książka jest przyjemnym i lekkim czytadłem. Film różni się przede wszystkim innym zakończeniem niż w książce, ale większość innych faktów została niezmieniona. Poza tym uważam, że film nie zostałby okrzyknięty fenomenem, gdyby nie tak dwie, wspaniałe aktorki w nim występujące.  Książkowy „Diabeł ubiera się u Prady” to doskonała pozycja dla kogoś, kto chce się „zresetować” po ostatnich lekturach, taki trochę odmóżdczacz, ale naprawdę zabawny. Poza tym, to opowieść nie tylko o modzie, urodzie i apaszkach od Hermesa, ale o tym, że kariera, blichtr i kiecka za 40  tys. dolarów nie wynagrodzą nam nadszarpanego zdrowia, zaniedbanych przyjaźń i utraconych miłości. Chyba, że chcemy skończyć jak Miranda Priestly i być bezwzględną, ale najlepiej ubraną – zimną suką. 





Do następnego czytania! ;-)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz