niedziela, 31 stycznia 2016

Witajcie na Dzikim Zachodzie


























Wojciech Cejrowski – znany wszystkim dziennikarz prasowy, autor wielu publikacji i książek, prowadzący programów telewizyjnych m.in. „Boso przez świat”, na co dzień podróżnik, który sprzedał kiedyś lodówkę i ruszył w świat. Boso, oczywiście.

„Zdjęcie za Ojcze Nasz” – kartonową tabliczkę z takim właśnie napisem, trzymał Wojciech Cejrowski na ubiegłorocznym Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Niewielkie, kolorowe stoisko na starym mieście, a na nim górka książek Cejrowskiego, a także możliwość otrzymania autografu i dedykacji. Nie mogłam nie skorzystać. W 2011 r. chapnęłam „Gringo wśród dzikich plemion”, a w zeszłym roku „Wyspę na prerii”. Ot, kawałek świata opisany na stronach książki.  Czytając tę drugą, niemalże czułam zapach Dzikiego Zachodu w Ameryce, miałam kurz w nosie, wszystko mnie swędziało, a kornik w moim krześle zawzięcie wiercił dziurę. Ale przyjemnie się czytało, bo widzicie, jaPiję margaritę z lodu kosteczkami, gęba mi się śmieje, ten świat jest kochany”.

Do trzech razy sztuka
Słuchaj, znam przepis na szczęście. Powiem ci, ale pamiętaj – szczęściu trzeba pomóc. Najpierw musisz trochę sam się postarać, popracować, zrozumieć swoje potrzeby i mieć marzenie. Bo jeśli na przykład marzysz o kawałku ziemi na Dzikim Zachodzie, to najlepiej, żeby tę ziemię ktoś ci dał. Za darmo. A jak już ci ją da, to bądź honorowy – i wygraj tę działkę w karty, nie daj sobie w kaszę dmuchać. Na koniec kup tę ziemię za 200 dolców, a całość transakcji przypieczętuj dłonią z rzęsistą śliną.

Co wtedy, kiedy masz już swój wyśniony, wyczekany, mały i drewniany domek pośrodku Arizony, która z kolei pokryta jest połaciami czerwonej, wyschniętej ziemi, usłana dziwnymi krzakami  oraz dmuchająca piaskiem w każdy zakamarek twojego ciała?

Posłuchajcie…
Wtedy możesz oddać się najstarszej sztuce świata. Sztuce, o której cywilizowany, europejski zachód nie ma pojęcia i nie rozumie jej istoty. Sztuka ta wymaga od nas wiele pracy i wysiłku. Bowiem, nie łatwo jest nam tak po prostu nic nie robić. Meksykanie określają to jako: absolutamente nada para hacer, czyli absolutnie nic do roboty. (…) Biały człowiek walczy o pracę, a wolny człowiek marzy o nicnierobieniu i kiedy osiągnie nicnierobienie, zapada w szczęście”. Które wybierasz? ;)

Oswojenie stada
Masz już tę swoją działkę, a raczej kawałek suchej jak wiór ziemi, położonej na środku innego, cudzego gospodarstwa. Taką małą wyspę. Wyspę na prerii. Oddałeś się szczęściu, ale trzeba obwąchać w końcu teren, zapoznać się z innymi mieszkańcami, zaznaczyć też swój własny teren. Ale tak naprawdę, to preria już dawno wie o twojej obecności. Mechanik już wie, że przyjdziesz do niego kupić samochód, a barman wie, że właśnie dzisiaj potrzeba ci podwójnej margarity z lodem. A więc preria ma swoje stałe stado. Stado oddycha i stado czuje. Nie próbuj być mądrzejszy od stada, bo rychle przegrasz. Stado doskonale zna twoje potrzeby, lepiej, niż ty sam.

Wujek – dobra rada
Na prerii nie gadaj za dużo, bo ci kurzu naleci tylko do gęby i po co ci to? Oszczędzaj się człowieku. Tu i tak wszystko jest szare, czerwone, przybrudzone. Nie ma sensu odzywać się bez potrzeby. Stado i tak wyczuje twoje zamiary, stado cię wyręczy, pomoże. Jeśli jesteś z Polski, to lepiej też znajdź sobie jakiś łatwy do zapamiętania pseudonim. Ale nie Gringo, bo ten jest już zarezerwowany.  A jeszcze żodyn z Arizony nie wymówił prawidłowo imienia Wojciech, Elżbieta czy Mirosław. A przecież chcesz, żeby stado cię polubiło, a nie połamało język zwracając się do ciebie po imieniu, prawda?

Wietrznie, sucho, gorąco. Jedziesz samochodem. Bez klimatyzacji. Co robić? Zwrócić się do stada. Stado już szuka po kieszeniach gwoździa. Szyba jest niepotrzebna, zawadza, jest zbędna. Trzeba wybić gwoździem, i po problemie! Stado miało rację. Jak zwykle. Przyjemny chłodek towarzyszy ci już w każdej podróży.

Jeśli chcesz mieć na tej prerii kota, nie kupuj kota. Stado już się o tym dowiedziało i kot czeka u ciebie pod domem. Chciałeś dwa koty? Nie ma sprawy, drugi jest w skrzynce na listy. Wyjmij kota, odpakuj kota, podziękuj całemu stadu, że dało ci kota. Chciałeś mieć trzy koty? Nie przejmuj się, trzeci kot jest już w drodze. Tylko ostrożnie, bo w worku siedział bidak i ma już dość ciemności. Teraz masz już koci komplet, a sprawa nadania imion jest jeszcze oczywista: Alaska, Nebraska i Dakota. Proste, nie? :)

Jesteś względnie ustatkowany, można powiedzieć. Zapoznałeś się ze stadem, przeczesałeś teren, powoli aklimatyzujesz się na prerii. Ale ona z tobą nie. Preria rządzi się swoimi prawami. A więc ma prawo przerwać ci dostęp prądu, nasłać na ciebie dzikie zwierzęta, pozwolić termitom przeżreć ci meble, zalać ci dom, albo pokryć go grubą warstwą kurzu na zewnątrz i od środka. Na te ostatnie jest jednak łatwe rozwiązanie. Otwórz na oścież drzwi z przodu i z tyłu budynku. Resztę roboty zostaw wiatrowi. Kurz sam wyleci z domu, a ty nawet nie napracujesz się przy jego sprzątaniu! Tylko pamiętaj, lepiej pochować rzeczy, które mogą wylecieć z domu razem z wiatrem…

„Preria bywa gwałtowna – wczoraj gorące lato, przedtem lodowata wichura, a dzisiaj leży tu cichutki bąbel lodowatego powietrza (…) Gapię się na tę moją prerię. Nad głową lazur bez śladu chmur, na wprost, jak okiem sięgnąć, siwo od traw, daleko na horyzoncie błękitne pagórki (…) Czyli lazur lazurem, trawa trawą, a na prerii jak zwykle – wojna człowieka z atakami przyrody. Tak tu już jest. Tak, czyli PRZEPIĘKNIE”.




Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!


Wojciech Cejrowski zabrał nas w podróż po starym Dzikim Zachodzie w Arizonie. To opowieść o wolności, która tętni z każdej strony „Wyspy na prerii”. Życie na prerii nie jest łatwe, bo to preria ustala reguły gry. Możesz się do nich dostosować (ale raczej nie próbuj ich zrozumieć) lub po prostu poddać się. Jeśli wybierzesz wariant pierwszy, to czeka cię też wiele radości. Będziesz żył w zgodzie z naturą i okolicznym stadem. Postawisz przed domkiem drewniane krzesło i zapadniesz w szczęście, spoglądając na ten swój kawałek czerwonej ziemi. Będziesz syty dni.

Cejrowski nie ukrywa swojego zachwytu nad prostotą życia w Ameryce. Porównywanie życia tam, a tu – w Polsce, jest natomiast bezcelowe. Ja to rozumiem, bo choć nie otarłam się o Dziki Zachód i nie natknęłam się na żadnego z trzech tamtejszych kotów, to liznęłam odrobinkę tego wielkiego kraju i wiem, że fascynacja nim jest naprawdę uzasadniona. Tam żyłam i spacerowałam, tu raczej egzystuję i wszędzie biegnę. Tylko nie wiem dokąd.

Wiele lat temu Cejrowski marzył o własnym, prywatnym kawałku ziemi na Dzikim Zachodzie. Marzenie się ziściło, a swoje przygody z tego okresu życia, Cejrowski utrwalił na kartach tej pięknie wydanej książki. Na prerii nie dzieje dużo, ale lekkie i humorystyczne pióro autora sprawia, że książka jest idealną pozycją do przeczytania o każdej porze roku. W wiosnę - na budzące się nadzieje, w lato - koniecznie w hamaku i ze szklaneczką ulubionego drinka, w jesień – kiedy chcemy jeszcze posmakować trochę słońca, a w zimę – jako zapowiedź, że lato już na horyzoncie.

Wojciech Cejrowski – „jego poglądy są jak sól. Jego książki – jak miód, migdały, wanilia i pieprz”. Książki Cejrowskiego albo się lubi, albo nie. Jeśli nie jesteś entuzjastą jego stylu, to daruj sobie, jeśli jednak jesteś, to zrób sobie margaritę i posłuchaj… 








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz