niedziela, 17 stycznia 2016

SLOW READING. Mniej, znaczy więcej



Wydaje mi się, że nieustannie dokądś się spieszymy, gdzieś pędzimy, ale nie zawsze wiemy, po co i czy w dobrym kierunku. Trudno jednak dzisiaj nie żyć w pośpiechu, zwłaszcza mając na co dzień masę rzeczy do zrobienia lub załatwienia. Żałuję, że nie mamy w sobie przycisków „Włącz/Wyłącz” albo magicznego zmieniacza czasu, jaki miała panna Granger w Harrym Potterze ;) Zazwyczaj jest tak, że na przyjemność czytania musimy sobie zasłużyć, zrobić najpierw to, co jest konieczne, aby móc spokojnie zasiąść w wygodnym fotelu i zagłębić się w lekturze. Tymczasem są też  tacy, którzy czytają wszędzie, ciągle, a zanim skończą i zapomną o jednej książce, już sięgają po następną. Bo przecież tyle ich czeka na regale, tyle trzeba przeczytać.  Tak dużo książek, a tak mało czasu! O zgrozo! No więc czytam jedna za drugą, bo MUSZĘ. Ledwo co przeczytałam pierwszą część serii, a tu autor dopisał dwie następne! Och, muszę to dopisać do swojej listy ‘must have read’. I tak dopisuję, czytam, dopisuję, a lista nie ma końca. 


CZYTANIE VS WSPÓŁCZESNOŚĆ

Nawet będąc w szkole, uczono mnie, żeby „przeskakiwać” tekst, wyłapując w nim tylko najważniejsze aspekty potrzebne do późniejszej interpretacji. Oczywiście miało to wówczas swoje uzasadnienie, jednakże czytanie dłuższych tekstów i opasłych książek wymaga przede wszystkim czasu oraz skupienia. Jeśli tylko nie rozprasza nas telewizor za ścianą bądź telefon pod ręką…Nawet wiadomości w telewizji emitowane są przez 15 minut, a obrazy i informacje w nich zawarte są jedynie skrótem, tak, że już po paru minutach zapominamy o czym w ogóle były. W dobie internetu, smartfonów, tabletów i innych „zjadaczy czasu” stajemy się coraz bardziej uzależnieni od tych urządzeń, bo przecież trzeba odpisać na smsa, sprawdzić maila, wejść na fejsa itd. Przyswajamy dużą ilość informacji w bardzo krótkim czasie, przeskakujemy ze strony na stronę, omijamy nieinteresujące nas fragmenty , czytamy tylko nagłówki lub kilka pierwszych zdań. Najczęsciej wyłapujemy tylko to, co przyciągnie nasz wzrok. Małym dzieciom coraz częściej daje się do zabawy tableta, zamiast klocków, lalek czy gry planszowej. W ramach dowodu, zamieszczam poniżej szokujące wyniki eksperymentu przeprowadzonego wśród dzieci, o którym być może już kiedyś słyszeliście/czytaliście:

„Dzieciom w wieku 12-18 lat zaproponowano dobrowolne spędzenie 8 godzin w odosobnieniu. Każde z nich miało ten czas spędzić ze sobą, bez możliwości korzystania ze środków komunikacji (telefony komórkowe, internet). Nie wolno im było również włączać komputera, korzystać z gadżetów, z radia i telewizora. Dozwolony był natomiast cały szereg klasycznych zajęć: pisanie, czytanie, gra na instrumentach muzycznych, rysowanie, rękodzieło, śpiewanie, spacery itp.


Autor eksperymentu – psycholog rodzinny – badała postawioną przez siebie hipotezę, że współczesne dzieci i młodzież szukają źródeł rozrywki na zewnątrz, nie są w stanie zajmować się sobą i nie znają swojego świata wewnętrznego.

Zgodnie z regułami eksperymentu, dzieci miały następnego dnia opowiedzieć o tym, jak czuły się podczas próby samotności. Miały możliwość zapisywania swoich działań, refleksji i odczuć. W przypadku nadmiernego dyskomfortu, stanu niepokoju lub napięcia – psycholog zaleciła natychmiastowe przerwanie eksperymentu oraz odnotowanie czasu i powodu jego zaprzestania. Na pierwszy rzut oka eksperyment wydawał się całkiem niegroźny. Psycholog uznała, że będzie to absolutnie bezpieczna próba. Jednak tak szokujących wyników nikt się nie spodziewał. 

Z 68 uczestników eksperymentu tylko 3 osoby dotrwały do końca – jedna dziewczynka i dwóch chłopców. Trzy osoby miały myśli samobójcze, pięć osób doświadczyło ataku paniki, u 27 osób wystąpiły objawy wegetatywne zaburzeń lękowych: mdłości, nadmierne
Nie jestem statystycznym Polakiem. Lubię czytać książki
pocenie, drżenie, zawroty głowy, uderzenia gorąca, bóle brzucha, wrażenie ruszania się włosów na głowie i inne. Praktycznie każdy uczestnik doświadczył 
uczucia lęku i niepokoju.”

Pozostając w temacie, ostatnio doznałam kolejnego szoku pokoleniowego. Otóż 4 letnia dziewczynka, nazwijmy ją Julka, zapytała się mnie jakie prezenty dostałam pod choinkę, więc zaczynam wymieniać, że pidżamkę, bluzkę i tym podobne rzeczy. Pytam  zatem małą Julkę – A ty co dostałaś od Mikołaja? – Tableta! – pada odpowiedź. Byłam autentycznie zszokowana. Okres zegarków i rowerów wręczanych na komunię wygasł niczym era dinozaurów. Zabawne jeszcze było to, że Julka popatrzyła na mój telewizor w pokoju, zlustrowała go krytycznym wzrokiem czterolatki i skomentowała, że „jest strasnie mały”. Hahaha! Jestem jednak dumna z jej uwagi, ponieważ
 zamiast wpatrywania się w ogromny telewizor wolę oglądać swoje zasoby biblioteczne ;)


GRATULACJE!

Jeśli dotrwałeś z czytaniem do tego momentu, to nie jest źle! Prawdopodobnie część czytelników już zrezygnowała z dalszego czytania, a inna część zajęła się czymś innym lub odwiedza inne strony. Przyznaję, że jeśli chodzi o sztukę slow readingu – nie jestem jej najlepszym przykładem, choć czasem - w zależności od książki - zdarza mi się w niej mentalnie zagłębić i cieszyć się jej treścią. Kiedy wracam do
"Lalki" Prusa lub sięgam po „Bóg nigdy nie mruga” to staram się smakować czytany tekst. Powoli go przyswajać, analizować dokładnie fabułę, zapamiętywać piękne słowa i cytaty. Rozkoszuję się wtedy każdą stroną książki. Natomiast, jeśli książka nadzwyczaj przypadnie mi do gustu - to przepadam. Wieczór, góra dwa - i lektura skończona. Czytanie nie jest dla mnie wyścigiem szczurów. Mimo, że gdzieś z tyłu głowy przebiegnie mi czasem myśl, że „tyle książek, tak mało czasu”, to nie jest to powód do rozpoczęcia wyścigu, w którym kryterium będzie ilość przeczytanych książek. Wiele razy bywa też tak, że czytamy coś, co całkowicie przewartościowuje nasze myślenie, a wtedy obiecujemy, że coś zmienimy w sobie, dokonamy zmian na lepsze, myślimy o wielkich bohaterach tego świata, a po kilku dniach…refleksja i motywacja do działania znika wraz z otwarciem następnej lektury. Dlatego nie biorę też udziału w wyzwaniach typu „Przeczytam 52 książki w 2016r”. A coś się stanie jak przeczytam tylko 30? Raczej nie, a i tak jesteśmy wyżej od tych, którzy z czytaniem mają wspólnego tyle ile jest napisów w filmie, który oglądają. Stawiajmy na jakość, a nie ilość.


W dzisiejszych czasach, pomimo biegu i pośpiechu jaki nam towarzyszy na co dzień, jest coraz więcej ludzi, którzy w pewnym momencie mówią „stop” i zwalniają tempo. Stąd mamy  slow food, slow travel czy slow fashion. Nawet umiejętność wolnego czytania, tak zwanego „slow readingu” to dzisiaj sztuka. Po prostu mniej – znaczy więcej, ale lepiej.
Korzenie terminu ‘slow reading’ sięgają XIX wieku, kiedy to Nietzsche mówił sam o sobie, że jest „nauczycielem wolnego czytania”.  W 1994 r., Sven Birkerts stwierdza natomiast: Czytanie powinniśmy kontrolować i przystosowywać do naszych potrzeb i tempa. Odpowiednią do tego definicją jest głębokie czytanie, to znaczy powolne i refleksyjne posiadanie książki”. Zatem Birkerts nie mówi tu o zmniejszeniu ilości czytanego tekstu, lecz o kontrolowaniu rytmu czytania i umiejętności skupienia się na jego bardziej przyjemnych bądź ciekawych fragmentach.

W celebrowaniu czytania danej książki może nam pomóc parę prostych rzeczy. Po pierwsze, czas przeznaczony na czytanie poświęćmy tylko tej czynności. Wyłączmy wszystkie inne, niepotrzebne urządzenia, zaparzmy herbatę lub ulubioną kawę, zasiądźmy w wygodnym fotelu i cieszmy się tą chwilą. Niech nic innego nam nie przeszkadza. Ważne jest także miejsce, wybierzmy takie, które jest ciche i sprzyja koncentracji. Miejmy pod ręką kawałek kartki i długopis, aby móc zapisać sobie szczególne fragmenty bądź cytaty z książki, które nas wyjątkowo zaciekawiły bądź zainspirowały. Można też, tak jak ja
 – założyć bloga i recenzować przeczytane przez nas pozycje. Przyznaję, że taki był główny powód, dla którego zdecydowałam dzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Musiałam gdzieś przelać ten ogrom wrażeń, który zostawał we mnie po przeczytanej lekturze.


CZY SLOW READING MA SENS?


Slow reading wymaga czasu, należytego skupienia i umiejętności cieszenia się chwilą. Nie każdy zgodzi się z jego założeniami. Dla jednych będzie to kolejna slow moda, dla drugich sensowna filozofia czytania. Najważniejsze jest jednak, żeby czytanie nie stało się dla nas maratonem, w którym kto pierwszy - ten lepszy. W maratonie startuje tysiące ludzi, ale tylko nieliczni dobiegają do mety. Tak samo z książkami- jest ich mnóstwo na naszej liście, na naszym ‘starcie’, ale czy jeśli
 szybko przez nie ‘przebiegniemy’, to przyniesie nam to większe zadowolenie na koniec? Czy w czasie biegania myślimy tylko o tym, jak będzie wyglądał finał i kiedy weźmiemy udział w następnym maratonie? A może powinniśmy się cieszyć z tego, że w ogóle coś czytamy, niezależnie czy dużo i szybko lub mało i wolno? ;-) 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz