niedziela, 4 września 2016

Stephen King | Lato zepsucia: Pojętny uczeń
















Jesień kocham za jej długie wieczory, zimę lubię, ponieważ mam wtedy urodziny, wiosna to zdecydowanie moja ulubiona pora roku, a lato to czas wakacji, słońca i słodkiego lenistwa na plaży. Tegoroczne lato to też koniec mojego czytelniczego projektu, w którym czytałam jedną opowieść z książki Stephena Kinga odpowiednią dla danej pory roku. Zaczęło się od „Jesieni niewinności”, potem była „Zimowa opowieść”, wiosna to opowieść na podstawie której powstał słynny film „Skazani na Shawshank”. Finał projektu przypada na „Lato zepsucia” i dziś o tym, czy te lato smakowało jak soczysta brzoskwinia czy zepsuty pomidor?


Tak się złożyło, choć ja nie wierzę, żeby to był czysty przypadek, że opowiadanie to zaczęłam czytać podczas wycieczki do Niemiec. I kiedy po kilku stronach okazało się, że Lato zepsucia to opowieść starego, byłego SS-mana, to śmiechłam w duchu.

Głównym bohaterem jest Todd Bowden, nastoletni chłopiec, który jak zwykle co rano roznosząc gazety do amerykańskich domów, wchodzi do jednego z nich, nie zdając sobie sprawy, że ten jeden krok przez próg zmieni całe jego obecne i przyszłe życie. Drzwi otworzył mu wówczas Artur Denker, leciwy staruszek, który nie życzył sobie nigdy żadnych domokrążców, akwizytorów i innych nieproszonych gości. Jednak nastoletni Todd sam wszedł z buciorami do domu Artura, przekonując go, że wie kim jest. Odkrył prawdziwą tożsamość Denkera, który w czasie II wojny światowej nazywał się Dussander i był jedną z szych w obozie koncentracyjnym Patin.

Choć staruszek twardo obstaje przy tym, że nie ma pojęcia o czym mówi do niego mały gówniarz, to w końcu przekonujące fakty przedstawione przez Todda potwierdzają najgorsze obawy Denkera. Ktoś go rozpoznał po tylu latach życia w ukryciu, wie kim jest i tylko jeden telefon natrętnego nastolatka dzieli go od potencjalnej śmierci. Okazało się, że chłopiec przez przypadek zainteresował się tematem obozów śmierci, znalazł zdjęcie Denkera w jednej z książek i sam był zaskoczony, gdy tego samego gościa rozpoznał w autobusie.

Od tej pory Todd odwiedza staruszka każdego dnia i każe opowiadać sobie wszystko, co tylko Dussander pamięta z czasów wojny i pracy w obozie. Z uwielbieniem wysłuchuje szczegółowych opowieści o działaniach nazistów, o tym jak zabijano ludzi w gazowniach i palono ich krematoriach. Chłopaka interesują wszystkie, nawet nieznaczące detale i co najgorsze, nawet najbardziej drastyczne momenty tych historii, nie budzą w nim odrazy i współczucia. Todd Bowden już od początku wykazuje chorą fascynację śmiercią, ale swoje fantazje dobrze ukrywa, na co dzień przywdziewając maskę grzecznego ucznia oraz syna.

Opowiadane przez Dussandera historie mają fatalny wpływ zarówno na chłopca jak i samego staruszka. Todd miewa koszmary senne, a Dussander musi rozgrzebywać w pamięci rzeczy, do których myślał, że już nigdy nie będzie musiał wracać. Tymczasem obsesja Todda na punkcie obozów śmierci posuwa się do tego, że kupuje Dussanderowi mundur SS i rozkazuje staruszkowi go ponownie założyć, jak za dawnych lat.

Lata mijają, a nastoletni Todd zmienia otoczenie i pnie się coraz wyżej w edukacji. Chłopak nie ma już tyle czasu, aby odwiedzać regularnie Dussandera, ale konsekwencje jakie przyniosła relacja ze staruszkiem, odczuwa cały czas. Koszmary nie ustępują, w życiu seksualnym czerpie jedynie radość ze sprawiania bólu partnerce, jego podświadomość oraz zdrowie psychiczne jest mocno zaburzone.

A co z Dussanderem? Jak się okazuje, były SS-man nadal czuje się panem śmierci, tylko że ma do dyspozycji o wiele mniejszy arsenał broni. Jego ofiarą padają okoliczne koty, które pali żywcem w piekarniku, a także bezdomni i pijacy, którym oferuje nocleg i ciepły posiłek w domu, a następnie podrzyna im gardło. Cmentarz swoich ofiar urządza w domowej piwnicy, z której podczas wysokich temperatur ulatnia się słodka woń zepsucia.

A jednak staremu naziście brakuje już sił w członkach i w czasie jego ostatniej „łapanki” ofiara prawie wymyka mu się z rąk, przez co dom wygląda jak krwawa rzeźnia. Mało tego, staruch dostaje ataku serca i po pomoc w posprzątaniu miejsca zbrodni dzwoni do Todda. Chłopak przyjeżdża do Dussandera i choć początkowo jest przerażony zastanym widokiem, to bez słowa zabiera się do pracy.
Dussander ląduje natomiast w szpitalu, dzieląc pokój z polskim starcem, który złamał sobie kręgosłup spadając z drabiny. Polak jest pewny, że gdzieś już widział twarz Dussandera i kiedy w końcu przypomina sobie gdzie, gra jest skończona. Tylko kto wygrał w tej grze….? Przeczytajcie sami :-)

Temat obozów koncentracyjnych jest również moim zainteresowaniem i byłam trochę rozczarowana, że King nie rozwinął bardziej wątków historycznych. Choć może to i lepiej, że nie zagłębiał się w szczegóły, tylko skupił się na opisie relacji byłego SS-mana i nastoletniego Todda, bo przy tej tematyce należy być ostrożnym. Autor pokazuje nam, że tak bestialskie czyny, których dokonywali Niemcy w czasie II wojny światowej nie pozostawały bez echa w ich późniejszym życiu, a ich mania zabijania i czerpania z tego satysfakcji mogła nawet nigdy nie ustąpić. Todd natomiast jest książkowym przykładem potwierdzającym, że ludzie oraz rzeczy, którymi się interesujemy istotnie wpływają na nasze życie i otoczenie. Dussander i Todd stworzyli toksyczną relację, w której każda ze stron skrywała swoje tajemnice, które nie mogły ujrzeć światła dziennego. W ten sposób pierwsze kłamstwo pociąga za sobą następne, a przeszłości nie da się już zmienić, co się stało, to się nie odstanie.


Ostatnia powieść Kinga była dla mnie nieco jak jej tytuł – zepsuta. Pozostałe powieści bardziej mnie wciągnęły, w Lecie zepsucia zabrakło mi puenty, a koniec opowiadania był raczej łatwy do przewidzenia. Jednak  podsumowując „Cztery pory roku”, polecam je, bo to świetna pozycja, a fakt, że trzy z czterech powieści zekranizowano mówi samo za siebie.




1 komentarz :