środa, 4 listopada 2015

Śmierć jest głucha, nikogo nie posłucha | "Dom zbrodni" Agaty Christie

A gdyby tak okazało się, że całe nasze życie jest teatrem, w którym znudzony oraz głodny wrażeń reżyser pociąga za sznurki i kieruje biegiem wydarzeń?

Oto dziś mój kolejny, książkowy debiut z autorką - Agatą Christie i jej „Domem zbrodni”. To historia, w której weryfikujemy relacje rodzinne w obliczu śmierci bliskiej osoby, a także przekonujemy się czy pieniądze idą w parze z miłością.  A sprawdzian ten ma być osobliwym spektaklem, gdzie kapryśny twórca decyduje o czym ta sztuka będzie i jak się potoczy.
Charles i Sophie to para, którą poznajemy niezbyt dokładnie na początku powieści. Wiemy tylko, że są młodzi, poznali się w Egipcie, zakochali w sobie i planują ślub. Charles zmuszony był jednak do służbowego wyjazdu, toteż dopiero po dwóch latach nieuniknionej rozłąki, kochankowie spotykają się ponownie, w Anglii. Oboje są przekonani o wzajemnej, dozgonnej miłości, jednakże Sophie nie zgadza się na razie na zamążpójście. Powodem odmowy jest wstrząsająca wiadomość o śmierci jej dziadka- Arystydesa Leonidesa, który prawdopodobnie został otruty.

Arystydes Leonides to człowiek, który dorobił się wielkich pieniędzy dzięki  swojej zaradności i pracowitości: „Miał nosa do interesów. Kombinował, owszem – ale nie oszukiwał.  Nigdy nie wdawał się w coś, co stałoby w niezgodzie z prawem. Nie było na co spojrzeć, wyglądał jak krasnal, mały brzydal, ale miał w sobie jakiś magnetyzm”. Jak przystało na prawdziwego mężczyznę - postawił też dom i założył liczną rodzinę. Był tak bogaty, że mógł zapewnić  dożywotnie zabezpieczenie finansowe dla wszystkich członków rodziny, którzy oczywiście hojnie korzystali z jego darów. Po pewnym czasie zmarła  jego żona, a Arystydes wbrew zdaniu bliskich, w wieku 77 lat poślubił 24 letnią dziewczynę. Można by powiedzieć, że przy tak dużej różnicy wieku,  młoda kobieta poślubia nie mężczyznę, a jego pieniądze.

Wszystko się zmienia, kiedy kochany przez wszystkich dziadek umiera. Jak wykazuje sekcja zwłok- został otruty. A winowajca oczywiście jest nieznany. Pierwsze podejrzenia padają na jego żonę, która miałaby ponoć wstrzyknąć mężowi trującą substancję zamiast potrzebnej mu insuliny.

Czy młodej, pięknej oraz przywykłej do komfortowego stylu życia- kobiecie, zależałoby na śmierci męża?

Czy zrobiła to, aby odziedziczyć po nim fortunę...?

W śledztwo zostaje wciągnięty również Charles, który jako przyszły mąż Sophie, ma za zadanie obserwować wszystkich członków rodziny, uważnie przyglądać się ich zachowaniom i spróbować w ten sposób odgadnąć, kto może być  mordercą. Wedle wskazówek policji- morderca to zazwyczaj miła, ale niestety zarozumiała i próżna osoba. Lubi wypytywać o szczegóły postępowania, sama sugeruje pewne poszlaki i podkreśla nieudolność władz policji.

Charles usiłuje zatem zaznajomić się z bliżej z domownikami, rozmawia z nimi, próbuje odnaleźć w nich przypuszczalne motywy do popełnienia zbrodni. Młoda wdowa zostaje wkrótce odrzucona z listy potencjalnych zabójców, w końcu i tak miała dostać w spadku sporą sumę pieniędzy, o której wiedziała, więc raczej nie oczekiwała rychłej śmierci męża. Wydaje się, że nikt z osób obecnie zamieszkujących dom, nie miał powodu, aby uśmiercać dziadka. Charlesowi udaje się natomiast dowiedzieć  wielu nowych rzeczy od Josephine.
Josephine, to prawnuczka zmarłego dziadka, a zarazem wścibska nastolatka, lubiąca wszystko wiedzieć i wszędzie wtykać nos. Podczas prowadzonego śledztwa, sama bawi się w małego detektywa, a obserwacje szczegółowo zapisuje w czarnym notesie.

Kolejne podejrzenia co do zabójstwa dotyczą syna Leonidesa, którego nadchodzące bankructwo firmy byłoby sensownym uzasadnieniem zbrodni, ponieważ potrzebowałby pieniędzy dziadka na ratowanie interesu.  Jednakże i ten ma alibi, twierdząc, iż dziadek wiedział o jego porażce jeszcze przed śmiercią i nawet zamierzał mu pomóc. Każdy z domowników mówi, że dziadka kocha oraz, że Leonides był hojną osobą, toteż dlaczego mieliby go zabić?

Nieoczekiwany zwrot akcji następuje, kiedy w ręce policji wpada testament sporządzony niegdyś przez Leonidesa. Okazuje się, że dziadek inną jego wersję przeczytał  jeszcze za życia swojej rodzinie, a inną ułożył i podpisał. W tej pierwszej, rozdziela swój majątek sprawiedliwie, przekazując część żonie oraz część  dzieciom i wnukom. W tej drugiej i prawdziwej, przekazuje cały swój dobytek wnuczce – Sophie.

Charles jest zaszokowany tą informacją, uważa, że w tych okolicznościach każdy mógł być zdolny do zbrodni. Nakłania również ciekawską Josephine do wyjawienia mu swoich podejrzeń:

- Nie powiesz mi, nawet jeśli przyrzeknę, że nie zdradzę inspektorowi Tavernerowi?

- Potrzebuję jeszcze tylko paru wskazówek. A poza tym -  i tak nie powiem tobie. Jesteś przecież tylko Watsonem.

Jednak niedługo potem, mała Josephine ulega wypadkowi i rani się w głowę. Zatem morderca kręci się gdzieś blisko i stara się pozbyć kolejnych, kłopotliwych dla niego osób! Mało tego, wkrótce umiera również pracująca u nich w domu - niania, która wypija zatrute kakao. Wszyscy są przerażeni takim rozwojem wypadków, dom przestaje być bezpieczną, rodzinną ostoją, a domownicy patrzą na siebie nieufnie i z lękiem w oczach. 

Kto będzie następny…?



Czasami okazuje się, że prawda jest na wyciągnięcie ręki. Niestety, widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć. 
Ale jak poznać mordercę? Winna osoba jest zawsze łasa na informacje, docieka ewentualnych poszlak, może być też uprzejmym, zwykłym człowiekiem. Z bólem serca stwierdzam, że i ja dostrzegałam jedynie to, co chciałam widzieć. Podejrzewałam najpierw młodą wdowę, potem Sophię - ze względu na  odziedziczony przez nią spadek. Miały oczywiste motywy, nieprawdaż?

A któż natomiast podejrzewałby buntujące się, udające detektywa - dziecko?  Tak, pierwszy wpis w czarnym notesie nastolatki mówił : „Dziś zabiłam dziadka”. Jakże idealnie postać Josephine wpasowuje się w rysopis psychologiczny zabójcy! Josephine to właśnie ta wnikliwa i próżna osóbka, pragnąca emocji niczym w dobrym kryminale. I tak właśnie Josephine reżyseruje sobie własną sztukę, a raczej dramat. Układa scenariusz, obsadza aktorów, kieruje akcją, insynuuje nieprawdziwe sytuacje, a w końcu decyduje o tym, kto zostaje na scenie, a kto nie. Prowadzoną przez nią „grę” można porównać do popularnych przygód Sherlocka Holmes’a. Josephine żyje zagadkami  i potrzebuje ich do życia jak tlenu. Szydzi z poczynań policji, biorąc sprawy w swoje ręce. Ma też swojego Watsona, czyli u nas, książkowego Charlesa, który chodzi za nią jak pies i czeka na ochłapy informacji.

Jednak coś poszło w niewłaściwym kierunku. Na wskutek złego wychowania, Josephine zatraca się w swojej fascynacji, nie potrafi już oddzielić prawdziwego życia od tego wyimaginowanego przez nią samą. W ten sposób nakręca całą machinę wydarzeń, której nie potrafi już zatrzymać. Każdy ruch niesie tragiczne w skutkach konsekwencje.  Jednakże jednego Josephine nie przewidziała – tego, że sama stanie się bohaterem powieści i na koniec umrze. 

„Dom zbrodni” Agaty Christie staje się moim faworytem, ze względu na moje upodobanie do tego co jest proste, ale równocześnie piękne i klasyczne. Taka jest też ta powieść, bowiem jej akcja rozgrywa się w bardzo zwyczajnym otoczeniu. Oto mamy dużą rodzinę, w której każdy ma inną osobowość  i w której każdy jest przekonany o wzajemnej miłości.  A wszystko to trwa dopóty nagła śmierć dziadka  i jego spadek nie weryfikują prawdziwych stosunków panujących między domownikami.  Jak w realnym życiu – zawsze znajdzie się jakaś spokojna duszyczka szukająca kompromisu, ale też i czarna owca, która wprowadza zamieszanie i niepokój.
No cóż, znów dochodzę to wniosku, że z rodziną…najlepiej wychodzi się na zdjęciach :)




Ulubiony cytat: "Lody są dobre w każdą pogodę. Jak jest ci zimno w środku, to wydaje ci się, że na zewnątrz jest cieplej."







3 komentarze :

  1. Oj na zdjęciach, na zdjęciach. A z rodziną drugiej połówki to i lepiej zdjęć odmawiać :)
    Co do książki to Christie lubię, więc przeczytam. O tej jeszcze nie słyszałam :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytadełko- to dobre określenie, bo to książka idealna na długi, jesienny wieczór :) Na pewno sięgnę też po inne pozycje pani Christie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi się z pewnością przyda na jesienne wieczory, z pewnością po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń