środa, 17 lutego 2016

"Autobiografia" po singapursku

Singapur czwarta rano to kontynuacja książki, o której kiedyś pisałam, a mowa oczywiście o „Bezsenności w Tokio”. W Bezsenności w Tokio autorem, a zarazem bohaterem powieści był Marcin Bruczkowski, w społeczności japońskiej znany jako Gajdzin. W Singapur czwarta rano główną rolę gra natomiast Paweł Ostraszewski. Gra w dosłownym znaczeniu tego słowa, bowiem Paweł wali ile sił w rękach w blachy, tomy i kociołki. To znaczy, jest perkusistą, a przynajmniej stara się nim być.


Jak można się domyślić z imienia i nazwiska - Paweł jest Polakiem.  Zawitał w sinagpurskie granice w poszukiwaniu siebie lub swojego miejsca na Ziemi? Tak, chyba tak można to określić. Przez autochtonów postrzegany jest jako tzw. ang-mo, czyli cudzoziemiec, który przyjechał do Singapuru pracować. Jednak poza pracą, życie Pawła kręci się przede wszystkim wokół muzyki, bo grunt to mieć gorące serce, chłodny umysł i grać ćwiartki!”.

Stąd powieść obfituje w liczne opisy i anegdoty muzyczne. Paweł prowadzi nas po swojej muzycznej ścieżce, która biegła jak sinusoida – raz wyżej, raz niżej, to znaczy raz lepiej, a raz gorzej. Ale zawsze z ogromem pasji i autentyczności w każdym utworze wygrywanym na perkusji. Jako czytelnicy, jesteśmy świadkami tworzenia się różnych zespołów, z którymi grywał Paweł, czasem amatorsko, czasem „do kotleta”, a czasem na większych koncertach. Dowiadujemy się, co się robi w Singapurze po pracy, jakie knajpy w mieście są najlepsze, gdzie można posłuchać muzyki na żywo i gdzie jam-sesje trwają do białego rana. Podobnie jak w Bezsenności w Tokio, Singapur czwarta rano jest swego rodzaju przewodnikiem, w tym przypadku - po Singapurze, jednak z takimi informacjami, których nie znajdziemy w żadnych ulotkach dla turystów.

W książce znajdziemy sporo żargonu muzycznego i dziwnych językowych łamańców, jednak autor starannie zadbał o ich zrozumienie umieszczając wiele przydatnych przypisów, ilustracji, mapek, zdjęć, a na końcu znajdziemy nawet słownik. Singapur to eklektyczne państwo-miasto pod względem kulturowym. Osiedlili się tu Chińczycy, Malaje, Hindusi, a z powodu tej egzotycznej mieszanki nie ma też jednego, narodowego języka. Jednak co najważniejsze, wszystkie te różnice nie mają znaczenia jeśli grupa ludzi staje na scenie i gra. Muzyka łagodzi obyczaje, łączy ludzi, daje im ukojenie lub napędza do działania, jest ucieczką od rzeczywistości lub sposobem na życie. To właśnie o tym są kolejne rozdziały książki, które bagatela, noszą tytuły fragmentów legendarnej dla nas- Polaków piosenki – Autobiografii.

Nie da się ukryć, że  w książce znajdziemy trochę literackich „przeszkadzajek”. Po pierwsze jest to nieobecność Gajdzina-Marcina, który w Bezsenności w Tokio porwał nas swoim niepoprawnym optymizmem, humorem i lekkim piórem. W Singapur czwarta rano Marcin pojawia się tylko na chwilę, a ogólna niespójność wydarzeń i ich chronologii sprawia, że można się pogubić w fabule. Ponadto, sprawy nie ułatwiają pojedyncze wstawki rozmów i sytuacji różnych bohaterów, którzy nie wnoszą dużo do powieści, ale jednak są.

Klimat książki uderzy przede wszystkim w gust miłośników muzyki (niech żyje Rock&Roll! ) i tych osób, którzy mają z nią styczność na co dzień w ramach hobby, szkoły czy zawodu. Singapur czwarta rano był dla mnie małym, ale jednak – rozczarowaniem, mimo wszystko zamierzam dać szansę następnym powieściom autorstwa Marcina Bruczkowskiego i zobaczyć co tam słychać w azjatyckim świecie :)









Brak komentarzy :

Prześlij komentarz